Wczoraj wieczorem i dziś rano miałem odpowiedzialną funkcję polityczną. Byłem reprezentantem Lechistanu w gościnie u Turków Osmańskich. A także tych nieosmańskich, ale do tego dojdziemy.
Zaczęło się od tego, że skontaktował się ze mną Alper (przedostatnie foto) - chłopak śledzący moje poczynania na trasach Likia Yolu oraz św. Pawła. Jak sam przyznał, trafił na mój fanpage czystym przypadkiem. Alper jest oficerem Jandarmy, czyli takich tureckich karabinierów i uznał, że jak przejdzie na emeryturę, chciałby przejść szlak św. Pawła, który kończy się w jego mieście Yalvaç. Zaczął więc wpisywać frazy związane z tą trasą na fejsie i bum - wyskoczyłem mu ja!
Spotkaliśmy się wczoraj wieczorem przy muzeum. Z Alperem był widoczny na pierwszych zdjęciach muhtar dzielnicy Müderris w Yalvaç. Muhtar to taki jakby burmistrz czy prezydent dzielnicy, jakiejś części miasta. Yücel Turan nie jest jednak po prostu zwykłym muhtarem. Jest także wielkim miłośnikiem tradycji osmańskiej, z czym łączy się jego kolejna pasja, tj. rekonstrukcja historyczna. Pokazał mi liczne zdjęcia, gdzie występuje publicznie w największych tureckich miastach, włącznie ze stolicą. W tej funkcji otrzymał również swoją rolę w popularnym tureckim serialu "Diriliş: Ertuğrul". Chociaż gdy wspomina o tym, że w nim zagrał, koledzy śmieją się tylko:
- Taaa, zagrałeś. 5 minut nawet nie było, jak cię zabili.
Oddanym osmanistą oraz tradycjonalistą jest też Ahmet. On jako jedyny w tym gronie naprawdę dobrze mówił po angielsku, więc z nim też rozmawialiśmy najdłużej. Było dużo polityki i sporo religii, co zadaje kłam mitowi, że muzułmanie niechętnie o niej rozmawiają. Jak zawsze, jest to sprawa indywidualna i zależy od jednostki. Ahmet jest zdeklarowanym muzułmaninem, ale posiada dużą wiedzę ogólną, również na temat historii chrześcijaństwa, które w Yalvaç ze względu na aż trzykrotną wizytę św. Pawła ma miejsce dość szczególne. Widać, że nie wzbudza jego entuzjazmu moja deklaracja, że ja to zbyt religijny nie jestem. To akurat potwierdza mit mówiący o tym, że dla religijnego muzułmanina pojęcia ateizmu i laicyzmu brzmią znacznie gorzej niż bycie wyznawcą nawet "konkurencyjnej" religii. W innej kwestii z kolei jesteśmy zupełnie zgodni. Mianowicie w tej, że w polityce nie ma przyjaźni, są tylko sojusze. W pewnym momencie rozmowa bowiem zeszła na tematy polityczne, rosyjsko-ukraińskie i podobne.
W pewnym momencie Ahmet stwierdza, że Polacy i Turcy to chyba żadnej wojny nigdy ze sobą nie prowadzili. Potwierdzam, że wojny jako takiej to nie, ale był taki epizod, pod Wiedniem w XVII wieku, gdy chłopaki się trochę poprztykali, a nasz król Sobieski pogonił z powrotem na Bałkany Kara Mustafę.
- Aha, faktycznie. - dodaje Ahmet. - Epizod znam, tylko nie wiedziałem, że to polski król tym dowodził. Nigdy wcześniej, ani później Imperium Osmańskie nie sięgało tak daleko na północ.
Przypominam też jednak anegdotkę o posłach osmańskich w XIX wieku, niezmiennie dopytujących o przedstawiciela Lechistanu na spotkaniach głów mocarstw. Wzbudza to pozytywną reakcję mojego rozmówcy.
Tym razem jednak ja postanawiam trochę pocisnąć Ahmeta i pytam o Kemala Atatürka, który jest w tym kraju postacią niemal uświęconą. Jego ulice, pomniki i miejsca pamięci wypełniają chyba z połowę tureckiej przestrzeni publicznej. Sto lat temu Atatürk dokonał szeregu reform znacznie liberalizujących życie w Turcji po rozpadzie imperium. W dużej mierze dotyczyły one też religii, stąd interesuje mnie opinia właśnie kogoś takiego jak Ahmet na temat tego lidera. Po ogólnikowym wstępie, że każdy kij ma dwa końce, były plusy i minusy itp. pada dość konkretne i ciekawe spostrzeżenie:
- My, Turcy zawsze byliśmy zawieszeni gdzieś pomiędzy Wschodem a Europą. Do tamtego czasu do poznawania świata używaliśmy głównie serca i intuicji. Atatürk skierował się zaś na Zachód, którego percepcja sprowadzała się raczej do słuchania wyłącznie głosu umysłu. Czy wyszło nam to na dobre? Trudno powiedzieć, ale na pewno jakaś część tureckiej duszy została wówczas utracona.
Bardzo dobrze nam się rozmawia. Jednak przy kolejnym wtręcie sławiącym wielkość Imperium Osmańskiego do ucha pochyla mi się Alper mówiąc:
- Tylko żebyś nie myślał, że tu wszyscy są takimi entuzjastami tamtych czasów. Ja i moja rodzina zupełnie nie podzielamy tego punktu widzenia.
Krótko po północy na stole pojawia się kokoreç. Typowo turecka potrawa, będąca, jak zrozumiałem oraz wybadałem zmysłami, czymś na kształt kaszanki, tudzież szkockiego haggisa z chlebem. Po tym zostaję odwieziony do hotelu. Rano ponownie zjawiam się w tym miejscu, zgodnie z umową krótko przed dziesiątą. Pijemy pożegnalną kawę, po czym Alper zabiera mnie do Eğirdir, gdyż jest to akurat po jego trasie do Antalii, gdzie mieszka na co dzień, odwiedzając Yalvaç tylko w weekend. Zarówno on, jak i Pan Muhtar przypominają mi, że jestem u nich zawsze mile widziany!
biuro@moonandstar.eu
+48 726 037 773
Wyprawy trekkingowe w Turcji
Moon and Star
ODWIEDŹ NAS:
2023 by Moon and Star
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium